Rok 1933 w Europie był rokiem, w którym już można było wywróżyć najbliższą przyszłość starego kontynentu. Polska prasa grzmiała: utrzymywana jest siła polityczna powstała z nicości, pytano kto ją dofinansowuje. Hitler, z zawodu malarz pokojowy, był biedny, a kryzys gospodarczy powodował spadek dochodów społeczeństwa. Twierdzono słusznie, że to wielki przemysł niemiecki finansował Hitlera, by ratować się przed komunizmem. Pisano o Hitlerze: „Hitler as Frankenstein (Hitler jako Frankenstein), czyli człowiek stworzony z kawałków ludzi zmarłych, potwór, zyskał poparcie właścicieli wielkich koncernów. Znaczną część funduszy dawał przemysł niemiecki. Przykładem były przedsiębiorstwa Kruppa, Fritza Thyssena magnata przemysłu stalowego, ale też amerykański Ford Motor Company. Wiadomym dziś jest, że szły pieniądze nie tylko z Niemiec i zza oceanu. Potężne środki idące dla nazistów dawały im możliwość walki z wrogami, bez odpowiedzialności za czyny. Piszę o tym dlatego, bo kogoś może zdziwić, że tragiczna śmierć wiceburmistrza w polskim Pruszkowie nazywana była tajemniczą, mimo świadków morderstwa. Ile było tych tajemniczych morderstw w latach 30. w Europie? Tysiące.
Jakimi zdarzeniami żyła Polska w 1933 r.?
W kwietniu 1933 r. w Polsce zakończył się proces guwernantki o nazwisku Rita Gorgonowa oskarżonej o zabójstwo 17-letniej córki lwowskiego architekta Henryka Zaremby. Ritę skazano na karę śmierci, ale w wyniku ponownego rozpoznania sprawy Sąd Okręgowy w Krakowie skazał Gorgonową na karę ośmiu lat pozbawienia wolności. Dziwne było to, że Rita do końca życia twierdziła, że jest niewinna. Dziwne wyroki sądów, dziwne śledztwa, które w sumie nie prowadziły do ukarania sprawców, albo prowadziły do kontrowersyjnych wyroków. Takie refleksje przychodzą mi do głowy myśląc o sprawie wiceburmistrza z Pruszkowa, o której w ostatnich dniach lipca 1933 r. pisano w wielu polskich dziennikach.

Działacz polityczny Stanisław Berent
W lipcu 1933 r. wszystkimi wstrząsnęła zbrodnia dokonana na wiceburmistrzu Pruszkowa Stanisławie Berencie, działaczu politycznym i społecznym o poglądach skrajnie komunistycznych. Berenta najpierw oprawcy pobili pałkami, a na końcu zastrzelili. Zbrodnia ta przybrała okoliczności tajemnicze i mimo bardzo wnikliwego śledztwa ustalenie motywu morderstwa wiceburmistrza, ciągle nie można było wyjaśnić i zdefiniować. Berent był bardzo aktywny politycznie, sporny dla przeciwników politycznych poprzez swoje skrajne poglądy. Był doskonałym mówcą, umiał przekonać rzesze robotników do swoich racji. Wróżyło to trudną z nim walkę, wiedziano, że jest to człowiek twardy. Niezależna Socjalistyczna Partia Pracy po śmierci Berenta wydała ulotkę, w której padły następujące stwierdzenia:
„Tow. Berent od najmłodszych lat oddał ofiarnie swe życie Proletariatowi i Socjalizmowi. Już jako młody robotnik walczy on bohatersko w szeregach P. P. S. przeciw krwawemu caratowi, dążąc do Polskiej Republiki Socjalistycznej. Skazany zostaje na Sybir, gdzie przebywał od roku 1907 do r. 1912. Po powrocie do Polski niestrudzenie pracuje dalej na rzecz Rewolucji i Socjalizmowi. Przechodzi przez więzienie okupantów niemieckich, i należy do pierwszych, którzy podnoszą wysoko Czerwony Sztandar w Niepodległej Polsce. Tow. Berent staje się jednym z głównych wodzów P. P. S.-lewicy, a w r. 1930 łączy Pruszkowską Organizację P. P. S.- lewicę z bratnią i najbliższą mu Niezależną Socjalistyczną Partią Pracy.” (zachowana oryginalna pisownia)

Ostatni dzień życia wiceburmistrza Stanisława Berenta
Berent cały dzień 25 lipca spędził w Warszawie. Załatwiał tu najwidoczniej wiele spraw, zakupił też do swojego zakładu kilka sztabek złota i srebra, posiadał też przy sobie sporo gotówki. Był technikiem dentystycznym, miał swój gabinet, złoto i srebro potrzebne mu był do plomb. Wszystkie te rzeczy znaleziono później przy nim, co wykluczyło to, że motywem napadu mógł być rabunek. Berent wracał do domu tego dnia późnym wieczorem, jechał pociągiem, który zatrzymał się na stacji około godziny 23.05. Szedł w stronę domu z mężczyzną, z którym rozmawiał w pociągu. Szli wzdłuż torów tak zwaną „czarną drogą”. Berent mieszkał przy ul. 3 Maja 4. i skręcił w kierunku swojego domu, rozstał się z towarzyszem podróży i dalej szedł sam. Niedaleko domu podeszło do niego trzech lub nawet pięciu mężczyzn i zaczęli go bić pałkami. Berent uciekał i bronił się. Później znaleziono przy nim mosiężną łyżkę do topienia metali, narzędzie potrzebne w gabinecie dentystycznym. Najwidoczniej ta łyżka służyła napadniętemu do obrony, bo była wygięta. Stanowiła dowód w śledztwie. W czasie ucieczki burmistrz zderzył się ze świadkiem zajścia, z panną Zofią Postruchówną, którą, na szczęście dla niej, bandyci się nie zainteresowali. W końcu Berent przewrócił się i wtedy dopadł go jeden z oprawców, wysoki mężczyzna w szarym garniturze, i strzelił do niego raniąc go w pierś od strony prawego boku. Bandyci zniknęli w ciemności nocy. Huk wystrzału zaalarmował przechodniów, którzy natychmiast odwieźli rannego do szpitala. Tu mimo szybkiej i fachowej pomocy udzielonej Berentowi nie udało się go uratować.
Na miejsce zbrodni, jeszcze gdy Berent żył przybył burmistrz Pruszkowa Józef Cichecki, usiłował dowiedzieć się kim byli oprawcy, ale już było za późno na rozmowę. O godzinie pierwszej w nocy na miejsce zbrodni przybył naczelnik urzędu śledczego powiatu warszawskiego komisarz Buła. Wszczęto pościg, aresztowano nawet kilka osób, ale tak naprawdę nie złapano sprawców mordu. Nikt nie wiedział gdzie kierować pościg. Pojawiła się informacja, że mordercy czekali na wiceburmistrza w jednym z domów przy ul. 3 Maja. Ile w tym prawdy? Nie wiem. CDN.
W części drugiej przedstawię kierunek dochodzenia policyjnego, odpowiem na pytanie:
- dlaczego ta sprawa była tajemnicza,
- zastanowię się nad stosunkami rodzinnymi wiceburmistrza,
- przyjrzę się wnikliwie kochankowi pani Berentowej
- i odpowiem na pytanie zasadnicze: kto zabił?

Napisz komentarz
Komentarze