Konflikt sąsiedzki
Chyba każdy z nas miał kiedyś problemy z sąsiadami. Głośne zabawy, samochód zaparkowany w złym miejscu, pies szczekający całą noc. Pytanie zawsze jest to samo: gdzie kończy się wolność człowieka w jego domu lub mieszkaniu? Czy jeżeli przeszkadzamy sąsiadom, to powinniśmy zmienić swoje zachowanie? Ale przecież większość z nas spotkała, a przynajmniej słyszała o osobach, którym przeszkadza niemalże wszystko. Źle postawione śmieci, liście, które przechodzą na działkę obok.
Są przepisy, które powinny regulować niektóre sprawy, jak na przykład poziom hałasu. Jednak każdy policjant powie, że awantury sąsiedzkie są trudne do rozwiązania. Wszystkie strony mają swoje racje i argumenty. Osoby mieszkające obok siebie zatruwają sobie życie przez lata. Sprawy często mają finał w sądzie, a nawet po usłyszeniu wyroku nie zawsze się kończą.
Smród i bród
Jedna z ciężkich awantur, która trwa od lat, ma miejsce w Piastowie przy ulicy Wyspiańskiego. Od czego się zaczęło? Mieszkanka miasta chciała trzymać tutaj króliki. Mogła ich mieć ponad 100. Na początku zwierzęta były trzymane w domu. Później jednak właścicielka przeniosła je na dwór. I wtedy zaczęły się problemy.
- Niestety często brudne siano i resztki jedzenia leżały tygodniami na posesji. Brzydki zapach czuć było w całej okolicy. Nie mogliśmy korzystać z własnych ogródków czy nawet otwierać okna w domach – opowiedziała nam jedna z mieszkanek miasta. – Próbowaliśmy o tym porozmawiać z właścicielką, ale nas nie chciała słuchać. Niedawno jednak sprawa się znacznie pogorszyła – dodała.
Fala szczurów
Na posesji pojawiły się szczury. Na początku czerwca zaczęły wychodzić na sąsiednie działki i na ulice.
- Właścicielka postanowiła się ich pozbyć za pomocą dmuchawy do liści. Oczywiście szkodniki wyszły ze swoich tuneli i zaczęły biegać po okolicy. Była ich chmara – powiedziała nam inna mieszkanka. – Nie wszystkie są chyba zdrowe. Widujemy je wszędzie: na działkach, na ulicach. Niedawno nasze dzieci widziały jednego z nich, ogromnego, jak leżał i dziobały go ptaki. Żył, ale nie reagował. Dopiero, jak ktoś rzucił w niego piłką, to uciekł. Pojawiły się też u sąsiada, gdzie pogryzły psa – zrelacjonowała.
Szczury kopią wszędzie tunele, podgryzają korzenie, niszczą drzewa i krzewy.
- Boję się. Boję się wypuszczać dzieci na ogródek, a nawet wieczorami wyjść ze śmieciami. Nikt nie chce być pogryziony. Nie wiadomo, jakie choroby roznoszą te szczury – powiedziała nam jedna z sąsiadek.
Szczury żyją w norach obok królików i co jakiś czas rozchodzą się po okolicy. Mieszkańcy nie czują się bezpiecznie.

Czekając na pomoc
- Zgłaszaliśmy sprawę do urzędu gminy, powiatu, sanepidu, inspektoratu weterynaryjnego i na policję. Przez długi czas nikt nam nie pomógł. Szukaliśmy wsparcia wszędzie. Dopiero niedawno coś zaczęło się ruszać. Bardzo pomógł nam pracownik wojewódzkiego inspektoratu sanepidu i kierownika wydziału utrzymania miasta w Piastowie – wyjaśniła mieszkanka terenu zagrożonego przez szczury.
Urząd gminy rozpoczął postępowanie odebrania królików właścicielce. Przepisy gminy mówią, że jeden właściciel może w swojej hodowli mieć najwyżej 4 takie zwierzęta. Dodatkowo, według informacji urzędu, króliki są zaniedbywane i źle traktowane. Sam fakt, że żyją wśród szczurów i są przez nie gryzione, świadczy, że powinny trafić w inne miejsce. Na zdjęciach mieszkańcy pokazali nam truchła rozszarpanych królików. To nie są warunki, w których powinny żyć zwierzęta.
- Wraz z Powiatowym Lekarzem Weterynarii w Pruszkowie działamy nad odebraniem zwierząt. Powinno to się udać do końca lipca. Dodatkowo, na nasz wniosek, Państwowy Inspektor Sanitarny w Pruszkowie ma wydać decyzję nakazująca deratyzację tego terenu. Procedura została rozpoczęta i działania w zakresie deratyzacji prawdopodobnie będą wykonane równolegle – powiedział nam Ireneusz Bieńkowski, Zastępca Naczelnika Wydziału Utrzymania Miasta.

"Wolność w domku"?
Właścicielka królików nie widzi problemów. Niestety, mimo starań sąsiadów i pracowników, nie udało się nawiązać rozmowy z kobietą. Trudno tutaj nawet mówić o jej złej woli.
- Wydaje mi się, że ta Pani po prostu potrzebuje pomocy. Jest agresywna w stosunku do nas, wyzywa sąsiadów, jednak jest to efekt jakichś problemów. Może sprawą powinien zająć się Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej? Nie wiem. Niestety my żyjemy w strachu; zarówno przez bród i szczury, które mogą doprowadzić do chorób, czy nawet epidemii, ale również przez jej zachowanie – powiedziała nam jedna z mieszkanek miasta.

Każdy z nas powinien czuć się bezpieczny i wolny w swoim domu. Może mieć własne zajęcia i hobby. Jednak, kiedy jedna osoba terroryzuje całe sąsiedztwo, „wolność w domku” się kończy. W takich wypadkach odpowiednie służby powinny pomóc w rozwiązaniu konfliktów. Szczególnie kiedy mieszkańcom grozi realne niebezpieczeństwo. Będziemy obserwować rozwój wydarzeń przy ulicy Wyspiańskiego i opiszemy, czy udało się zażegnać zagrożenie.
Napisz komentarz
Komentarze