Reklama

Gdy bliski człowiek pije...

Uzależnienie od alkoholu to choroba, która dotyka nie tylko osobę pijącą, ale także ma wpływ na osoby, które pozostają z nią w bliskiej relacji, partnerkę/partnera, dzieci czy rodziców. Jej skutki są więc niezwykle dotkliwe dla całych rodzin.
Gdy bliski człowiek pije...
Alkoholizm dotyka nie tylko chorego, ale całej jego rodziny

Źródło: pixabay.com

O tym, jak nadużywanie alkoholu przez jednego członka rodziny, w tym przypadku przez męża, przyczynia się do zachwiania równowagi systemu rodzinnego oraz prowadzi do poważnych konsekwencji zdrowotnych i pułapki określanej mianem współuzależnienia, opowie w udzielonym Pełnomocnikowi Burmistrza ds. Profilaktyki i Przeciwdziałania Uzależnieniom wywiadzie żona alkoholika.

– Czy w chwili, gdy zorientowała się Pani, że mąż nadużywa alkoholu, miała Pani głębszą świadomość, czym w ogóle jest alkoholizm? 

– Nie. Często wydawało mi się wręcz, że mąż pije po to, żeby zrobić mi na złość. To było bardzo trudne dla naszego małżeństwa, szczególnie do momentu, kiedy dowiedziałam się, że alkoholizm to skomplikowana choroba, choroba psychiczna, oparta na całym systemie iluzji. Życie wydawało mi się wówczas nie do zniesienia, zaczęłam popadać w depresję. Mąż pił, mimo że go błagałam, żeby przestał – błagałam albo krzyczałam – wszystko na próżno. Przez lata nie zdawałam sobie sprawy, że u źródeł tego trudnego doświadczenia leży także jego dramat i niemożność dania sobie rady z samym sobą. 

– Przez całe lata? Dlaczego trwało to aż tak długo? Jak to Pani wytłumaczyłaby dzisiaj, z perspektywy żony człowieka, któremu udało się przezwyciężyć nałóg?

– Obecnie już zdaję sobie sprawę ze skutków zachowań tzw. osób „współuzależnionych” (zastrzegam, że nazwa ta jest myląca: chodzi o osoby uzależnione emocjonalne od drugiego człowieka, nałogowca, a nie od substancji). Dzisiaj widzę, że w zasadzie cała rodzina przez długi czas brała udział, zupełnie nieświadomie, w pielęgnowaniu nałogu. Przy każdej okazji kupowano mężowi książki o robieniu piwa bądź butelki wina, bo przecież on je lubi, nie trzeba więc szukać lepszego pomysłu na prezent. W Polsce wciąż pokutuje przeświadczenie, że to przecież „tylko” wino, trunek „szlachetny”, „zdrowy na serce”. Z alkoholizmem powszechnie kojarzy się jedynie picie wódki, a przecież z punktu widzenia rozwoju tego nałogu skutek jest dokładnie taki sam. Mąż był biznesmenem, wykształconym i dobrze ubranym, prowadzącym poważne interesy, więc nie pasowało do niego określenie „alkoholik”. Z pewnością żaden z sąsiadów by go tak nie nazwał, ba, jego rodzina uparcie, a nawet zaciekle broniła się przed świadomością, że wszyscy mamy realny problem, który może doprowadzić do tragedii. 

– Nie otrzymała Pani wsparcia od rodziny?

– Mój dramat jako towarzyszki życia osoby uzależnionej polegał m.in. na tym, że jako pierwsza uznałam fakt, że mąż utracił kontrolę nad piciem i jest już alkoholikiem. Byłam załamana, ale nie potrafiłam i nie chciałam odejść. Naprawdę bardzo potrzebowałam pomocy, jednak w najtrudniejszym momencie spotkało mnie wielkie rozczarowanie, dodatkowy atak. Rodzina osoby uzależnionej z zasady woli uznać „posłańca złej nowiny” za osobę z wybujałą fantazją czy nawet niespełna rozumu, zamiast dopuścić do siebie prawdę. Bo to prawda wstydliwa, trudna do zaakceptowania. Osoby niszczące wygodne złudzenia (a ja wówczas właśnie to robiłam) wywołują agresję. To jedno z moich najbardziej bolesnych doświadczeń z tego okresu. Stałam się obiektem ataku, bo „bezczelnie” obnażałam przyczynę cierpienia naszej rodziny (co – jak czas pokazał – w istocie pozwoliło jej przetrwać).

– Czy więc szukała Pani pomocy, dla siebie lub męża, gdzie indziej? 

– Tak, szukałam pomocy, najpierw dla męża. Trzeba było jednak przejść etap zaprzeczania: mąż mówił, że nie jest alkoholikiem, że gdyby chciał, to by nie pił, że to tylko wino czy piwo itd. Kiedy doszło do drastyczniejszych zdarzeń, mąż w końcu zgłosił się na terapię dochodzącą do placówki leczenia uzależnień w Pruszkowie. Wyglądało to obiecująco, ale niebawem okazało się, że mąż od rana do wieczornych sesji terapeutycznych był trzeźwy, natomiast do domu wracał już pijany. Zdałam sobie sprawę, że on tam chodzi po to, żeby się od niego odczepić, że w gruncie rzeczy nadal wszystkich oszukuje. Protestowałam, stając się przez to znów obiektem ataku ze strony rodziny. Usłyszałam, że jestem osobą, która nie wie, czego chce, że powinniśmy się rozwieść, to może będzie wreszcie spokój. Sytuacja, w której się znalazłam, była tragiczna, tak ją wtedy odczuwałam, a cierpienie z nią związane doprowadziło mnie do samookaleczenia i załamania nerwowego. Dzisiaj, z dystansu i dzięki informacjom, które zdobyłam podczas terapii dla osób współuzależnionych, nie oceniam już srogo postaw, które opisałam. Rozumiem, że alkoholik to zatwardziały kłamca, który biegle manipuluje otoczeniem, przez co bliskie mu osoby, jeśli nie posiądą stosownej wiedzy, pozostają niezdolne do właściwej oceny sytuacji. Teraz to już wiem, dlatego potrafiłam wybaczyć.

– A czy ze względu na nałóg męża korzystała Pani kiedykolwiek z interwencji policji?

– Tak, kilka razy. Ale wzywanie do domu służb mundurowych przez rodzinę alkoholika stwarza sytuację problematyczną. Zazwyczaj odraczano złożenie przeze mnie doniesienia o zajściach z użyciem przemocy („Niech się Pani uspokoi i ewentualnie, jeśli Pani zechce, przyjdzie na komisariat jutro”), wiedząc zapewne z doświadczenia, że to „załatwi sprawę”. A „jutro” już nie starczało siły albo alkoholik zdobywał się na kolejne puste obietnice. Mam trochę żalu, że nie usłyszałam od policjantów, chociażby informacji o możliwości założenia mężowi tzw. Niebieskiej Karty – to mogłoby dać mi nadzieję. A przecież wówczas byłam potencjalną samobójczynią. Dopiero po tym, jak trafiłam do szpitala z powodu tzw. „reakcji sytuacyjnej”, mąż podjął terapię stacjonarną w Tworkach. Terapia ta okazała się bardzo istotna na drodze do zdrowienia, chociaż sama z siebie nie rozwiązała problemu do końca.

– A czy korzystała Pani z jakichś form pomocy instytucjonalnej? 

– Uczestniczyłam w terapii grupowej dla osób współuzależnionych. Pierwsza część tych cotygodniowych spotkań miała charakter teoretyczny (omawiane były takie tematy jak: nadodpowiedzialność, bezsilność, asertywność, skutki współuzależnienia, fazy rozwoju uzależnień itp.), natomiast druga polegała na rozmowach uczestników terapii i wymianie doświadczeń. Czekałam na te spotkania z niecierpliwością, ponieważ dawały mi wiedzę i przynosiły ulgę w cierpieniu. Ponadto prywatnie korzystałam z pomocy psychologa, który pomógł mi przezwyciężyć współuzależnienie, „przypominając”, że bez względu na wszystko nie mogę pozwolić, żeby ktoś, nawet najbliższy mi człowiek, zmarnował mi życie. 

– Czy na podstawie własne doświadczenia mogłaby Pani sformułować jakieś pomysły mogące pomóc zminimalizować problem alkoholizmu w naszym kraju? 

– Warto zacząć od kwestii najbardziej podstawowych. Sądzę, że sprawą dużej wagi, choć z pozoru drobną, byłoby wprowadzenie zakazu sprzedaży alkoholu w tak zwanych „małpkach” (chodzi o małe, a zatem i tanie, buteleczki z alkoholem, dostępne np. w dyskontach spożywczych). Osoba uzależniona, nawet jeśli nie spożywa trunków wyskokowych „przy okazji wyjścia po pieczywo”, na pewnym etapie notorycznie przemyca alkohol do domu czy pracy, wykorzystując do tego właśnie takie małe pojemniki, i utrudniając rozpoznanie choroby. Jeśli zaś chodzi o sprawy większe, związane ze społeczną świadomością, trzeba by zadbać o ukazanie pełniejszej prawdy o tym nałogu – nie tylko na przykładzie rodzin patologicznych. Wiem z doświadczenia, że większość pracowników korporacji, osób w garniturach, pachnących drogimi perfumami, regularnie pije. Bywa to wręcz wymagane w ich pracy, chociażby na spotkaniach z klientami czy podczas wyjazdów integracyjnych. Zwróciłabym też uwagę na to, że częściej się słyszy informacje o Wspólnocie Anonimowych Alkoholików niż o Grupach Rodzinnych Al-Anon czy Wspólnocie Dorosłych Dzieci Alkoholików. A przecież trzeba propagować wiedzę o tym, że alkoholizm dotyka nie tylko osoby spożywające alkohol, ale całe rodziny. I nie chodzi tu bynajmniej jedynie o sprawy materialne czy fizyczną przemoc domową, ale i o poważne zaburzenia emocjonalne czy osobowościowe, z którymi po prostu trudno dalej żyć, nawet jeśli alkoholika nie ma już wśród nas.

 

GDZIE SZUKAĆ POMOCY I WSPARCIA?

  1. Wojewódzki Ośrodek Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia w Pruszkowie, ul. Partyzantów 2/4 – oferta skierowana do osób uzależnionych od alkoholu oraz osób współuzależnionych.

Informacje i zapisy na konsultacje:

  1. tel. 22 739 13 41 - sekretariat Całodobowego Oddziału Terapii Uzależnienia od Alkoholu,
  2. tel. 22. 739 10 42 - rejestracja Poradni Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia.

 

  1. Grupa Rodzinna Al-Anon „Wdzięczność” – spotkania (zwane mityngami) dla rodzin i przyjaciół alkoholików, które odbywają się na terenie Miasta Piastowa.

Czwartek: 

Godz. 18:00 – ul.  al. Krakowska 17 – Dom Parafialny, wejście schodami metalowymi od ul. Powstańców Warszawy, I piętro. 

Więcej informacji o grupie samopomocowej Al-Anon na stronie: https://al-anon.org.pl/.

Zobacz także:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
Komentarze
Reklama
Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się w powiecie piaseczyńskim.
Najciekawsze wiadomości z przegladregionalny.pl znajdziesz w Google News!
 
Reklama
Reklama